Diabeł Boruta w Karczmie Wójtowskiej przy Rynku 2 w Czeladzi

Diabeł Boruta w Karczmie Wójtowskiej przy Rynku 2 w Czeladzi

Znana powszechnie w Polsce legenda o diable Borucie umiejscawia Borutę w lochach zamku łęczyckiego. Nie mniej jednak jeszcze na początku bieżącego stulecia, niektórzy starsi mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiego twierdzili, że Boruta przebywał również w zamku będzińskim, krążył po okolicy i płatał tutejszym mieszkańcom różne psikusy. Skąd się tutaj wziął i jak zakończyła się jego wizyta na terenie starostwa będzińskiego, dowiadujemy się z legendy, którą kiedyś starzy Zagłębiacy opowiadali.

Bardzo dawno temu, przed wiekami gromadziły się czarownice i diabły w najkrótszą noc roku na Łysej Górze pod Kielcami i tam odprawiane bywały różne szatańskie uroczystości i nieprzyzwoite zabawy. Kiedy jednak w pobliżu klasztor wybudowano, Łysica przestała diabłom odpowiadać jako miejsce do urządzania swoich bezecnych obchodów. Po naradzie w piekle postanowiono nie gromadzić się na Łysej Górze, tylko wybrano Babią Górę w Karpatach na coroczne, szatańskie sabaty. Czarownice, jako istoty bardziej uparte na Łysicy pozostały, natomiast diabły nie tylko, że się na Babią Górę przeniosły, ale zmieniły również termin zgromadzeń i zamiast zbierać się latem, uchwaliły odbywać swoje zjazdy na Babiej zimą, w najdłuższą noc roku, która w połowie grudnia przypada.

Pewnego razu z szatańskiego zgromadzenia na Babiej Górze wracał do swojego zamku w Łęczycy diabeł Boruta. Ponieważ zbliżał się karnawał, a Boruta jako polski szlachcic lubił się zabawić, przeto nie spieszno mu było do swojej siedziby, bo mógł między ludźmi – jako człowiek z obniżoną mocą czartowską – przebywać. Jechał więc sobie powoli czarnymi końmi, zaprzężonymi do wspaniałej karety, zatrzymywał się w przydrożnych karczmach, a kiedy czasem dobrze podpił, robił ludziom różne kawały. I tak w Suchej zaczarował wszystkie koguty, które bez przerwy cały dzień i całą noc piały. Ludzie zatykali sobie uszy, wreszcie nie mogąc wytrzymać tego piania, zaczęli zabijać nieszczęsne ptaki i konsumować ich mięso, mimo że był jeszcze adwent i post adwentowy obowiązywał. W Mucharzu zrzucił nocą na środek kościoła znajdujące się na chórze drzwi, na których diabeł chciał Twardowskiego zawieźć do piekła. Łoskot spadających na posadzkę ciężkich podwoi był tak wielki, że zbudził wszystkich mieszkańców wioski, którzy byli przekonani, że trzęsienie ziemi Mucharz nawiedziło. W Wadowicach, a było to na jeden dzień przed godami, kiedy gospodynie piekły kołacze, zaczarował kominy, przez które dym nie chciał wychodzić na zewnątrz, tylko pchał się do środka mieszkań. A już najbardziej przykrego figla wypłatał w czasie świąt mieszkańcom Oświęcimia, którzy w drugie święto zgromadzili się w karczmie Żyda Berka, (…) gdzie gorzałkę w rycynę przemienił (…).

Zatrzymywał się tylko w gospodach, bo nie lubił przebywać w szlacheckich dworach, gdyż w nich różne święte obrazy się znajdowały. Pewnego razu pociągnął dalej i nad wieczorem znalazł się w Czeladzi. Tu poczuł się znakomicie, bo jasno oświetlona obszerna Karczma Wójtowska (przy obecnym adresem Rynek 2) była dosyć zapełniona, panował więc w niej ożywiony gwar rozochoconych gości, przerywany od czasu do czasu skocznymi melodiami koncertującej tu żydowskiej kapeli. Z wejściem Boruty uciszył się gwar, wszystkie oczy zwróciły się na przybyłego, a właściciel gospody -pan Kubiak – podbiegł do niego z ukłonami, pytając, czy jaśnie wielmożny pan chce się rozgościć w osobnym alkierzyku, czy też pozostanie na sali i tu spożyje posiłek.

„Jeśli panowie pozwolicie – odezwał się Boruta, zwracając się do obecnych – to chętnie zostanę tu z wami i spędzę wieczór z zacnym jak widzę – towarzystwem”.

„Prosimy, prosimy”– odezwały się poszczególne głosy.

„Wobec tego ja zapraszam waćpanów na wspólną uciechę” – odparł Boruta.

„Mości gospodarzu – zwrócił się do Kubiaka – proszę o parę dzbanów wina dla wszystkich tu obecnych”.

Usłyszawszy to, znajdujący się w gospodzie mieszczanie, pokraśnieli z zadowolenia i zaczęli z fantazją podkręcać wąsy, dumni z zaproszenia obcego -ale widać wielkiego pana -na co wskazywał jego strój i pewne zachowanie. Natomiast trzej znajdujący się w gospodzie kupcy, którzy z towarami jechali do Krakowa, chcieli zapłacić za konsumpcję i wynieść się z lokalu, co dostrzegłszy Boruta zawołał:

„Hola, mości panowie, wszystkich zaprosiłem, więc zostańcie z nami!”

Zadowoleni usiedli na swoich miejscach i uczta się rozpoczęła. Nagle w rynku zrobił się jakiś dziwny ruch i przed gospodę zajechały trzy wozy napełnione tak zwanymi komediantami. Był to zespół stanowiący połączenie cyrku z teatrem, jaki wędrując dawał przedstawienia latem na otwartej przestrzeni, a zimą w większych salach. Wkrótce do gospody wkroczył gruby, starszy dyrektor zespołu, a za nim kilka roześmianych młodych dziewcząt. Ujrzawszy to Boruta zawył cicho z uciechy i zaprosił cały zespół do wspólnej biesiady. Wówczas dopiero zaczęła się prawdziwa zabawa. Kiedy dyrygent – ucieszony rzuconym mu przez Borutę złotym pieniążkiem – zagrał ognistego obertasa, a rozbawione chętnie popijanym winem dziewczęta, zaczęły wciągać do tańca obecnych panów, ci – z małymi oporami na początku – ulegli pokusie. Gęsto wychylane kubki wina, głośna zachęta Boruty i śmiałe poczynania ładnych dziewczyn sprawiły, że stateczni mężowie czeladzcy zaczęli szaleć z młodymi komediantkami. Głośna zabawa w gospodzie zaczęła gromadzić przed otwartymi drzwiami i oknami licznych gapiów, którzy nie biorąc udziału w tańcach, głośnymi okrzykami zachęcali rozbawionych do coraz ciekawszych wyczynów tanecznych. Ta ogólna uciecha jednak – ku niezadowoleniu obserwatorów – niespodziewanie się zakończyła. Gdy północ się zbliżała, a mężowie do domu nie wracali, zaniepokojone małżonki statecznych obywateli czeladzkich zaczęły się zbierać i ciągnęły ku gospodzie, świadome, że tam swoich mężów spotkają. Zostały jakby gromem porażone, kiedy zobaczyły małżonków wybijających hołubce w ramionach młodych, ładnych, rozognionych dziewcząt. Zrobiło się małe zamieszanie, bo rozwścieczone przybyłe niewiasty z krzykiem zaczęły odrywać mężów od tancerek. Orkiestra przestała grać, skonfundowani panowie, wśród uszczypliwych uwag gawiedzi i głośnego śmiechu Boruty, na chwiejnych nogach, wyprowadzani byli z gospody przez krzyczące małżonki.

„Zapraszam panów jutro nad wieczorem na miłą zabawę” – zawołał za nimi Boruta.

Rozgniewane połowice obejrzały się, obrzucając Borutę groźnymi spojrzeniami, nie pozwalając mężom nawet wrócić do gospody po ciepłe okrycia, choć noc była mroźna. Prowadziły ich do domów, nie szczędząc przykrych uwag, a nawet szturchańców.

„Zostańcie panie jeszcze przez jutro w Czeladzi, ja koszta pobytu w tej gospodzie załatwię – powiedział Boruta do zadowolonego z tej propozycji dyrektora zespołu – jutro będzie weselej, bo ściągniemy do zabawy młodzież z miasta”.

Chytry Boruta – wiedział, że mieszkańcy Czeladzi są na ogół bardzo pobożni, więc spełniając swoją szatańską misję, chciał jutrzejszą zabawę zrobić bardziej wyuzdaną, aby w umysłach upojonej winem i rozbawionej młodzieży posiać różne grzeszne myśli i pragnienia. Jednak plany jego zostały pokrzyżowane przez akcję niewiast, których mężowie – według ich mniemania – grzesznie się z komediantkami zabawiali. Toteż, gdy w Czeladzi rozeszła się wieść, że przybyły nieznajomy pan chce wieczorem urządzić zabawę dla młodzieży z całego miasteczka, parę małżonek – rozbawionych wczoraj mężów – skrzyknęło się i poszły do plebana na naradę, jakby tej zabawie przeszkodzić. Kiedy zrelacjonowały kapłanowi przebieg wczorajszego wieczoru i wiadomość, że dzisiaj znów ma się odbyć podobna zabawa z dosyć swobodnymi w obejściu komediantkami, ksiądz zamyślił się chwilę, a potem powiedział:

„Gdyby ta zabawa miała przynieść zgorszenie i zatruć naszą młodzież grzesznymi myślami, a o co przy tych komediantkach nie byłoby trudno, to musimy jej przeszkodzić – kobiety spojrzały z uznaniem na kapłana, który ciągnął dalej – W niedzielę zapowiedziałem, że w najbliższą sobotę odprawione zostanie w naszym kościele uroczyste nabożeństwo z prośbą do Opatrzności, aby rok nowy, który się rozpoczyna, był szczęśliwy dla naszych mieszkańców. Nic się nie stanie, jak czas nabożeństwa przesunę na dzień dzisiejszy. Zaraz powiadomię dobosza miejskiego, aby na rynku ogłosił, żeby dzisiaj nad wieczorem młodzież i starsi zgromadzili się w kościele na to nabożeństwo”.

Zadowolone jejmościanki opuściły domostwo księdza, który zabrał się zaraz do przygotowania wieczornej uroczystości w kościele. Gdy Boruta usłyszał bicie w bęben dochodzące do gospody, a potem ogłoszenie o wieczornym nabożeństwie, zgrzytnął ze złości zębami, ale go uspokoił Kubiak twierdząc, że wracający z kościoła ludzie na pewno tłumnie zjawią się w gospodzie. Kiedy po dwóch godzinach nabożeństwo w kościele się skończyło i ludzie wracali do swoich domów, skoczna muzyka płynęła z wnętrza gospody i stojące w otwartych drzwiach panienki z uśmiechami zapraszały przechodzących do wejścia na zabawę. Nikt jednak z zaproszenia nie skorzystał, przechodzili obojętni na zachęcające gesty dziewcząt, tylko paru młodych mężczyzn zerknęło ciekawie do środka gospody, ale nie zatrzymując się nawet poszli dalej. To niereagowanie na zaproszenie wynikało stąd, że kapelan w pięknej homilii na temat nowego roku zaapelował do wiernych, aby w dniu dzisiejszym w żadnej zabawie nie uczestniczyli, bo uroczyście rozpoczęty rok nowy należy spędzić po bożemu. Kiedy wszyscy przechodzący obok karczmy przeszli nie wstępując do niej mimo zachęcających zaproszeń oraz zapewnień, że wino będzie darmo rozlewane, wściekły Boruta zaklął szpetnie, rzucił Kubiakowi trzosik z pieniędzmi, wybiegł z karczmy, wskoczył do swojej kolasy i jak wicher pognał w stronę Będzina. Wyjeżdżając z Czeladzi odwrócił się w stronę kościoła i syknął przez zaciśnięte zęby:

„Jeszcze się, klecho, spotkamy, to ci odpłacę za dzisiejszy wieczór!”

Rzeczywiście to spotkanie w Karczmie Wójtowskiej (przy obecnym Rynku 2 w Czeladzi) nastąpiło, ale było niefortunne dla Boruty.

Źródło: Stanisław Jędrzejek, Miasto Czeladź w opowieściach legendarnych i historycznych, Wydawca: Muzeum Saturn w Czeladzi.